środa, 10 września 2014

kolacja prawie że studencka...

... prawie, bo studia już dawno za mną. A kolacja tania, smaczna, zdrowa i nic się w lodówce nie marnuje:
PAPRYKA NADZIEWANA PRZEDWCZORAJSZĄ ZUPĄ!


Bo jedzenie tej samej zupy trzy dni pod rząd jest po prostu nudne :) Dorzuciłam do niej tylko łyżkę otrębów, kilka oliwek i trochę żółtego sera, wypełniłam paprykę, na wierzch plaster sera brie i do piekarnika na 15 minut :) A smak ketchupu "włocławek" nabiera nowego wymiaru kiedy mieszka się za granicą, więc raz na jakiś czas nie odmawiam sobie tej przyjemności :)
Dobranoc! 

sobota, 30 sierpnia 2014

menu inspiracje - kolacja

Z kolacją zawsze mam największy problem. Kończę pracę zawsze po 20ej, więc zanim dotrę do domu i siądę do jedzenia, jest już prawie 22. Co wrzucić na ząb po długim dniu pracy, żeby zaspokoić głód i zregenerować siły, ale nie przesadzić z ilością i kalorycznością? No i oczywiście żeby przygotowanie posiłku nie zajęło zbyt dużo czasu! Oto moje propozycje:


1. Zupa krem z buraczków z pieprzem cayenne, bazylią i odrobiną sera brie - rewelacja! ostatnio zaczynam "przepraszać" znienawidzone w dzieciństwie produkty (jednym z nich był dotąd burak pod każdą postacią).
2. Wafle ryżowe z sałatą, szynką, serem brie i ogórkiem.
3. Kanapki z pełnoziarnistego chleba razowego z bazyliowym pesto, serem brie i świeżą bazylią + gotowana kukurydza - kolejny "przeproszony" po latach produkt.
4. Pieczony łosoś z przyprawami + szparagi, sałata i pomidorki cherry.
5. Wczorajsza kolacja na szybko - makaron z sosem pomidorowym (cebula, czosnek, trochę szynki, puree z pomidorów, świeża bazylia i odrobina żółtego sera) - uwielbiam!
6. Dzisiejsza eksperymentalna zupa krem z brokułów i jarmużu (dziś po raz pierwszy w mojej kuchni), która podjeżdża trochę krupnikiem, bo po zmiksowaniu dodałam trochę kuskusu żeby była bardziej pożywna. Orzechy piniowe i ser brie dopełniły kompozycję :)

Wszystkie zdjęcia pochodzą z ostatniego tygodnia, dlatego produkty się powtarzają (np. ser brie, na którego punkcie mam totalnego fioła, więc raz na jakiś czas kupuję sobie "kawałek":). Nie lubię, kiedy cokolwiek się u mnie marnuje, więc staram się rozsądnie robić zakupy i mądrze wykorzystywać kuchenne zapasy. Staram się przewidzieć na co w najbliższym czasie mogę mieć ochotę i nie kupować więcej, niż jestem w stanie zjeść w ciągu najbliższych kilku dni. W ten sposób oszczędzam pieniądze i mam czyste sumienie:)

No i zakochałam się ostatnio w DAKTYLACH!!! Że też wcześniej śmiałam twierdzić, że wręcz ich nie lubię! W moim ulubionym sklepie w organiczną żywnością trafiłam na tak świeżą partię daktyli, że smakiem i konsystencją przypominają najprawdziwsze cukierki - krówki! Takie mordoklejki, pysznooości! Miałam z nich wyczarować fit ciacha, ale właśnie z torebki znikł ostatni :)

Ostatnio dużo się u mnie dzieje, trochę problemów osobistych i generalnie totalne zawirowanie. Trochę mi się życie pokomplikowało, plany na przyszłość, jestem w trakcie rozstania po trzyletnim związku, mój wewnętrzny spokój i opanowanie zostało wystawione na próbę i w sumie chyba powinnam być podłamana, czy chociaż smutna? przygnębiona? zagubiona? A wręcz promienieję i w ciągłym biegu nie daję się dopaść smutnej rzeczywistości. Wreszcie dociera do mnie, że muszę wreszcie zacząć myśleć o sobie, zamiast ciągle zbawiać świat. To nic, że jestem w obcym kraju teraz już zupełnie sama, mam problem ze znalezieniem mieszkania i określeniem czego tak naprawdę chcę od życia - musi czasem być totalnie do dupy, żeby za chwilę docenić jak może być wspaniale gdy zła passa pójdzie precz :)
I w nagrodę za to, że taka jestem dzielna i silna, przekłułam sobie dzisiaj sutek! Dżejzys... My, kobiety, to jednak lubimy cierpieć... :)

Pozdrawiam ciepło - Maciejkowa :)


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

tak bardzo egzotycznie!

O takie piękne, duże i napakowane słodziutkim miąższem marakuje zakupiłam ostatnio w moim ulubionym sklepie z organiczną żywnością :) I znów moja poranna owsianka nabrała nowego wymiaru - chyba nigdy mi się nie znudzi!


P.S: "chipsy" kokosowe też są mega - przetestowane w owsiankach, jako posypki na omletach, w sałatkach owocowych i same jako przekąska do pochrupania - polecam!

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

zdrowe zakupy

Znowu zaszalałam sobie w sklepie ze zdrową żywnością - jak ja lubię nowości!


Nooo... z czerwonej fasoli mam zamiar upiec jutro muffinki. Suszone figi i żurawiny lubię mieć zawsze pod ręką w ramach dodatku do kulinarnych eksperymentów lub jako przekąskę. Płatki kokosowe i jagody goji przydadzą się do owsianki i zdrowych deserów. Ksylitol i syrop z agawy na osłodę. O nasionach chia muszę jeszcze trochę poczytać, ale zamierzam włączyć je do mojej diety już jutro w formie zdrowego deseru. A proteinowy chleb niskowęglowodanowy był bazą mojej dzisiejszej potreningowej kolacji:


Kanapuchy ze świeżą bazylią, serem feta, szynką, jajkiem i pomidorkami - pycha!
Chleb zajeżdża trochę, hmm... winem? Ale generalnie jest całkiem smaczny, zwłaszcza w towarzystwie ulubionych dodatków :)

Miłego wieczoru - Maciejkowa :)

niedziela, 17 sierpnia 2014

menu inspiracje - lunchboxy

No, bo z tym zazwyczaj jest największy problem...
Nie wiem jak Wy, ale ja spędzam w pracy 9 godzin dziennie, więc zawsze staram się zabierać z domu jeden bardziej treściwy posiłek + dwie przekąski. Co więc powinniśmy zabrać ze sobą do pracy, na uczelnię czy gdziekolwiek indziej, żeby w przypływie uczucia głodu nie sięgnąć po jakieś szybkie świństwo? Już spieszę z pomocą :)


1: sałatka, mix orzechów i jabłko
2. borówki zmiksowane z jogutem na ryżu basmati z rodzynkami i orzechami pinii + kanapki z mnóstwem dobroci
3. zupa (z poprzedniego dnia), orzechy arachidowe i suszone figi + pomarańcza


1. orzechy i suszone morele
2. sałatka z papryką, oliwkami, serem feta i pesto
3. jabłko i woda


1. twarożek z papryką, pomidorkami, oliwkami i świeżą bazylią,
2. twarożek z jogurtem naturalnym i rodzynkami + wafle ryżowe,
3. sałata z rzodkiewką, pomidorkami, serem brie i pesto
4. sałata z papryką, wędzoną makrelą, oliwkami i pomidorkami
5. musli z actimelem :)
6. granola z mrożonym jogurtem i borówkami (taki mały cheat meal)

A tu jeszcze pomysł na bardzo szybkie jedzonko do pracy:
Do lunchboxa wrzucamy garść sałaty (1), trochę ryżu wymieszanego z łyżeczką bazyliowego pesto (2), pół małego kubeczka jogurtu naturalnego i pół małej puszki groszku konserwowego (3), pół puszki tuńczyka (4) i kilka pomidorków cherry. Zamykamy pudełko i w drogę - sałatka wymiesza się sama :)


Wbrew pozorom, przygotowanie lunchboxów na cały dzień zajmuje dosłownie kilka chwil i choć na początku ciężko się do tego zmobilizować, szybko wpada w nawyk :)
Dajcie znać, czy pomogłam choć trochę.

Pozdrawiam ciepło - Maciejkowa :)

sobota, 9 sierpnia 2014

taaaki luźny tydzień

Co za tydzień - szalony i pełen wrażeń - miłe spotkania, wypady tu i ówdzie, zakupy, kawkowanie i ploteczki :) Trochę zaniedbałam treningi i pozwoliłam sobie na więcej w kwestii posiłków, ale nie mam zamiaru pluć sobie w brodę, a co!

W poniedziałek zaliczyłam moje pierwsze załamanie w związku z Insanity - szósty tydzień wyzwania zaczęłam treningiem Max Interval Circuit i pierwszy raz nie miałam siły dobrnąć do końca - po 35 minutach przeskoczyłam na stretching i dałam sobie spokój. Czyżby zmęczenie?
We wtorek były lody i traditional Irish Stew (jagnięce udo, sos z marchewki i czegoś tam, ziemniory i soda bread, yay!) i hasanie poza domem do czwartej rano, więc trening nie doszedł do skutku.
W środę byłam na treningu inspirowanym Insanity w jednym z dublińskich klubów fitness, było mega!!! Wśród ludzi wszystko nabiera zupełnie nowego wymiaru - chcę więcej! Do domu wróciłam lepiąca od potu i rozemocjonowana jak dziecko :)
W czwartek nie było hasania, wzorowo zaliczyłam trening Max Recovery :) I zdarłam sobie łokcie na plankach, auuu!
A wczoraj w pracy pochłonęłam kubełek lodów z kolegą a potem nuggetsy i fryty przy piwku, więc cheat meal day na maxa, bez treningu :/

Ale ale! Wystarczy tego "dobrego", już teraz wracam na właściwą ścieżkę - dziś owsianka z tartym jabłkiem i cynamonem na śniadanie i zdrowe jedzonko do pracy, a w lodówce czeka brokułowa zupa krem na kolację. Wieczorem nadrobię też opuszczony wczoraj trening :) Jupi!


Pozdrawiam ciepłooo - Maciejkowa :)

niedziela, 3 sierpnia 2014

podsumowanie miesiąca

No i ani się obejrzałam jak pyknęło mi pół roku mojego nowego lajfstajlu :)

Chyba nigdy w życiu nie czułam się lepiej i nieskromnie stwierdzę, że chyba też nigdy lepiej nie wyglądałam :) Nauczyłam się zdrowo jeść - jeść mądrze. Nie jest to absolutnie żadnym wyrzeczeniem z mojej strony, eksperymentuję w kuchni i sama siebie zaskakuję wciąż nowymi kulinarnymi, zdrowymi i pysznymi niespodziankami :) Doedukowałam się też trochę w kwestii zbilansowanej diety i proporcji składników odżywczych oraz treningów żeby przypadkiem sobie nie zaszkodzić, więc myślę, że z czystym sumieniem mogę co jakiś czas podrzucić i Wam jakąś radę.

Wczoraj minął również pierwszy miesiąc mojego wyzwania Insanity - już spieszę z moją opinią na jego temat! No więc tak - od początku przyjęłam sobie, że ponieważ treningi są naprawdę ciężkie i intensywne, nie ma sensu robić niczego na wyścigi i zbyt mocno się eksploatować, dlatego zamiast 6 dni treningu tygodniowo, robię 5 (wszystko zapisane w tabelce). Treningi, które sobie "odpuszczam" wykonam po skończeniu całego programu, czyli moje wyzwanie wydłuży się o trzy tygodnie. Bo przyjemności trzeba sobie przecież dawkować :)
Po pierwszym miesiącu mogę powiedzieć tyle: JEST MOC!!! Jest pot, jest ból, są chwile zwątpienia, ale przede wszystkim olbrzymia satysfakcja! Kooocham to, co robię i jestem z siebie niesamowicie dumna, że nie ominęłam ani jednego zaplanowanego treningu, bo każdego kolejnego wręcz nie mogę się doczekać, jupi!
Druga sprawa - efekty. To niesamowite, jak szybko ciało poddaje się wyzwaniu, jak szybko poprawia się kondycja i jak szybko widać zmiany! Nooo, a z moim zapałem i pozytywnym nastawieniem czuję, że sześciopak to tylko kwestia czasu :)


Pozdrawiam ciepło znad mojej mega wypasionej kolacji - papryki nadziewanej kurczakiem z ryżem i pieczarkami, zapiekanej z mozarellą i ziołami, mniam! - Maciejkowa


środa, 30 lipca 2014

gofrowe szaleństwo!

No po prostu obok TEJ gofrownicy znalezionej w Lidlu nie mogłam przejść obojętnie :)
Gofry nierozerwalnie kojarzą mi się z latem, a że lato mamy przepiękne, już dwa razy popełniłam gofrowe szaleństwo. O dziwo, obie próby, choć eksperymentalne (moje własne modyfikacje kilku przepisów znalezionych w sieci), wyszły koncertowo!


GOFRY TWAROGOWE:

100g twarogu,
1 jajko
2 łyżki mąki żytniej
łyżka cukru waniliowego
łyżka oleju kokosowego
łyżeczka proszku do pieczenia
pół szklanki mleka

Blendujemy wszystko razem i pieczemy kilka minut, aż będą złociste i chrupiące :)
To taka zdrowsza i bardziej dietetyczna wersja standardowych gofrów, smakują oryginalnie, delikatnie serkowo :) Z konfiturą jeżynową i szklanką zimnego mleka - niebo w gębie! :)

A teraz pora na trening, jupi!

piątek, 11 lipca 2014

ekspresowe wakacje - Manchester!

Lubię miejsce, gdzie obecnie żyję, czuję się tu dobrze, komfortowo i bezpiecznie, jednak raz na jakiś czas dobrze robi mi zmiana otoczenia. Chociażby jak tym razem, zaledwie na dwa dni. Czasami po prostu muszę pooddychać innym powietrzem, zobaczyć coś nowego, poszukać inspiracji i naładować akumulatory na potem.
Wtorek - pobudka o 3:30 - oł nooooł! Szybkie ogarnięcie się, kanapka z marmoladą z cebuli (ostatnie odkrycie ze sklepu ze zdrowa żywnością - polecam!) buty, plecak, podróż taksówką na lotnisko.

super tuesday:


1. w oczekiwaniu na lot
2 i 3. mega śniadanie, które powaliło mnie na łopatki - słodkie gofry z jajecznicą, smażonym bekonem, borówkami i syropem klonowym - niebo w gębie!!!
4 i 5. zakupy na wesoło :)
6. woda truskawkowo-miętowa, do tego była jeszcze sałatka z avocado i wołowiną, ale zniknęła zanim zrobiłam zdjęcie.
7. wakacje wakacjami, ale trening musi być! Insanity w pokoju hotelowym - też spoko!

perfect wednesday:


1. śniadanie w hostelu - musli z owocami i jogurtem i croissant na ciepło z dżemem - o tak!
2. widok z okna pokoju na Wheel of Manchester - lepiej być nie mogło :)
3. no, tu sobie zaszalałam (taki cheat meal po obiedzie, tak rzadko to robię że aż prawie wcale, więc ten jeden raz mi się po prostu należał!) fondue czekoladowe + marschmallowsy i owoce, o fuuu! jakie dooobreee! aż mnie zemdliło, ale dałam radę :)
4. coctail Serengheti Sunset w knajpce o "wdzięcznej" nazwie Tusk :P
5. lotnisko w Manchester - przepiękne!
6. 23:15 lecę :)
7. około pierwszej w nocy jestem w domu, zmęczona i niewyspana, ale Insanity musi być!

No, dwa dni beztroski, szwędania się po mieście, ciekawych spotkań i wrażeń za mną, pozostało tylko zmęczenie, które nie wiem kiedy wreszcie odeśpię :) Ale przynajmniej mój artystyczny głód został na trochę zaspokojony - siedzę i wariuję, wciąż wymyślam nowe rozwiązania i projekty. Tylko czemu doba ma tylko 24 godziny?

Pozdrawiam ciepłooo - Maciejkowa :)

niedziela, 6 lipca 2014

kapuśniaczek :)

Właśnie ugotowałam swój pierwszy w życiu, eksperymentalny, dietetyczny kapuśniak i... jestem wniebowzięta! Dokładek nie ma końca :)


No i jak niewiele mi czasem do szczęścia potrzeba :)


czwartek, 3 lipca 2014

menu inspiracje - znów śniadanie

Jestem absolutną fetyszystką śniadań :) Lubię swój codzienny, poranny rytuał w kuchni, przegląd zapasów i żonglowanie składnikami. Przygotowanie śniadania to takie moje 10 minut, kiedy prawie że z niczego (ale z dbałością nie tylko o walory smakowe, ale również wizualne) wyczarowuję sobie zdrowy, pełnowartościowy posiłek, niejednokrotnie samą siebie zaskakując :) Poza ukochanymi owsiankami, o których pisałam ostatnio, często robię też przeróżne wariacje omletopodobne :) Omlety robię zazwyczaj z dwóch jaj i smażę na oleju kokosowym pod przykryciem, z obu stron. Podaję z tym, co akurat mam pod ręką, a ponieważ lubię mieć w kuchni spore pole manewru, za każdym razem wychodzi mi inna wariacja.
Oto kilka moich propozycji, a nuż przydadzą się komuś na rano:


Omlet z mąki kukurydzianej, z serkiem twarogowym, gruszką i borówkami + kawa Inka z mlekiem.


Omlet z mąki migdałowej, z masłem z pestek dyni, serkiem twarogowym, orzeszkami piniowymi i migdałami + zielona herbata.


Omlet z otrębami żytnimi, z jogurtem greckim, malinami i płatkami migdałowymi + kawa Inka z mlekiem.


Omlet  z mąki kukurydzianej, z serkiem wiejskim, borówkami i płatkami migdałowymi.

Dobranoc! - Maciejkowa

środa, 2 lipca 2014

boli, pali, piecze... ale i tak jest super!

No, muszę przyznać, że Insanity daje mi w kość - łydki i pośladki bolą przy najlżejszym ruchu, ale satysfakcja z dnia na dzień coraz większa! Jest pot, jest ból, jest moc! I efekty też będą :)
Wczoraj miałam cudowny, słoneczny wolny dzień. Zaczęło się tak:


Po treningu i obowiązkowym prysznicu wybrałam się na zakupy życia - bo w życiu nie spodziewałam się, że kiedykolwiek kupię sobie spodnie w rozmiarze S! Teraz shopping to czysta przyjemność, kiedy zgubi się tu i ówdzie trochę zbędnej masy, to nawet w najzwyklejszym t-shircie wygląda się jak milion dolców :)


Zdjęcie numer 1: moje potreningowe jedzonko - kanapuchy ze świeżą bazylią, fetą i pomidorkami cherry + gotowana kukurydza baby :)
2: idealnie dopasowane spodnie w rozmiarze S :)
3: kubek do noszenia smoothies do pracy, znaleziony na jarmarku cudów przy kasie w penneysie (niestety nie było innych kolorów, ale cena 2,50 rekompensuje mi ten drobny minus)
4: sushi w promieniach słońca - czy może być lepiej?

Dzisiejszy trening też już zaliczony, teraz staram się jak najmniej eksploatować i jak najbardziej oszczędzać moje palące mięśnie...

Miłego wieczoru! - Maciejkowa

wtorek, 1 lipca 2014

początek kolejnego miesiąca - czas na bilans

Nooo, bo pod tym względem trochę zaniedbałam sprawę, ale już nadrabiam zaległości :)
Czerwiec mogę sobie spokojnie zaliczyć na piątkę z plusem, moje poranne ważenie jest tego najlepszym potwierdzeniem - kolejne półtora kilo w dół, jupi!
Jedzonko - idealnie! Zdrowe odżywianie weszło mi w nawyk do tego stopnia, że nawet jakbym chciała zjeść coś shitowego, to zupełnie nie mam pomysłu co też mogłoby to być :) Zorganizowałam sobie swoją kuchnię na tyle mądrze, że w każdej chwili jestem w stanie przygotować coś pysznego i zdrowego zarazem w max 30 minut (zrobię o tym niedługo osobny post).
Treningi - bardzo dobrze! Nie piszę, że idealnie, bo muszę popracować jeszcze nad swoją kondycją, ale jestem na dobrej drodze:) W dalszym ciągu aktywność fizyczna sprawia mi ogromną przyjemność, a rezultaty które na sobie widzę tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że było warto! A co najważniejsze - treningi dodają mi nie tylko siły w sensie fizycznym, sprawiają też, że czuję się również silniejsza psychicznie i więcej jestem w stanie znieść.
Efekty - niesamowite, aż sama nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje! Już teraz jestem swoją osobistą superbohaterką, chociaż jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa (i chyba nie zamierzam tego zrobić nigdy). Napięta skóra, coraz mniej tkanki tłuszczowej w najbardziej problematycznych miejscach (boczki, brzuch, uda), bardziej "zbite" ciało. Mój brzuch zaczyna być twardy jak głaz i jak dobrze się napnę to pod kołderką tłuszczyku mogę wyczuć nieśmiały mini kaloryferek :)
To zabawne, że kiedy 5 miesięcy temu zaczynałam mój fit lifestyle, słabo w siebie wierzyłam i generalnie nie nastawiałam się na jakieś super efekty, tłumacząc się tym, że skoro nawet te 12 lat temu, będąc szczuplutką nastolatką nigdy nie miałam płaskiego brzucha, to tym bardziej w tym wieku nie jestem w stanie tego osiągnąć. Bzduuura, bzduuura! :) Jeszcze z miesiąc-dwa i zaskoczę samą siebie ponownie!
Tymczasem muszę zrobić czystkę w szafie i zorganizować jakiś shopping, bo okazało się, że większość ubrań które mam są na mnie sporo za duże i zaczynam w nich wyglądać komicznie. Ale ale - znienawidzone kiedyś zakupy teraz są dla mnie czystą przyjemnością, więc korzystając z dnia wolnego z radością przebiegnę się dzisiaj po sklepach :)
Ok, no to czas na fotki poglądowe:


Wczoraj późnym wieczorem zaczęłam 63-dniowe wyzwanie Insanity. Mój organizm trochę się zbuntował, bo w środku nocy obudziły mnie mdłości, a potem nie mogłam zasnąć, ale mam nadzieję że to tylko pierwsza reakcja na coś nowego i już po dzisiejszym treningu zacznę się już płynnie przestawiać na bardziej intensywną aktywność.
Ok, śniadaniowa kaszka manna z borówkami już chyba strawiona, więc pora na trening! Uch!

Cudownego wtorku! - Maciejkowa

poniedziałek, 30 czerwca 2014

INSANITY - pierwsze starcie

Jakoś na początku poprzedniego tygodnia przypomniało mi się hasło "insanity", które zasłyszałam parę miesięcy temu od znajomego. Wtedy nie byłam jeszcze na swoim "fit etapie", więc jednym uchem wpadło a drugim wypadło, ale teraz, gdy wciąż szukam nowych treningowych wrażeń, każdą nową opcję biorę pod nóż :) Około wtorku przewertowałam więc internet w poszukiwaniu opinii na temat tego mega intensywnego treningu, wyoglądałam miliony zdjęć efektów i na maxa nakręciłam się na to wyzwanie!
Ale ponieważ lubię ruszać z nowymi działaniami od początku nowego tygodnia, dopiero dziś podjęłam się pierwszego, wyczekanego TYLE DNI wyzwania :)
Moje pierwsze wrażenie - Shaun T to morderca! Ale tego właśnie potrzebowałam - pot, ból, mój własny krzyk i próba pokonania własnych słabości. Ok, dałam radę, najgorsze jest to, że był to tylko fit test trwający zaledwie 25 minut, a od jutra będzie tylko gorzej! Ale ale, nie po to zaczęłam, żeby zaraz się poddać - co to, to nie!


Uch! Jest już prawie druga w nocy, jakąś godzinę temu skończyłam fit test, a do tej pory czuję palące uda!

poniedziałek, 23 czerwca 2014

chlebek zawsze spoko...

... pod warunkiem, że zrobiony samemu! Od jakiegoś roku raz w tygodniu praktykujemy samodzielne wypiekanie chleba. Jest to tradycyjny wypiek na zakwasie, z pełnoziarnistej mąki, z mnóstwem błonnika i przeróżnych ziarenek w środku - pyszny!


Generalnie staram się nie jeść pieczywa codziennie, ale zdrowymi kanapeczkami z własnego, pachnącego chlebka raz na jakiś czas nie pogardzę :)


Energia rozpiera mnie dziś strasznie, nie wiem czy to dzięki cudownej, letniej pogodzie i 22 stopniom, czy to przez ogromniastą kawę, którą uraczył mnie dziś kolega z pracy... w każdym razie niedługo fajrant i śmigam na siłownię :)
Trochę mam ostatnio zmartwień, ale też sporo radości, a przez te skrajne emocje również mętlik w głowie... Ciężko w takim stanie skupić się na czymkolwiek, podjąć dobre decyzje, cieszyć się życiem. Pora więc skupić się na sobie, dostarczyć sobie odrobinę radości, dać upust energii i wyładować emocje - siłownia definitywnie wskazana!

Pozraaawiaaam - Maciejkowa

środa, 18 czerwca 2014

perfect wednesday!

Środa to dla mnie taka "niedziela normalnego wyjadacza chleba", to mój drugi i ostatni dzień wolny w tygodniu, bo już jutro, w czwartek zaczynam kolejny tydzień pracy. Środa to też jedyny wspólny dzień wolny z Love, więc co tydzień staramy się spędzać go wyjątkowo.
Dziś pogoda przeszła moje najśmielsze oczekiwania: 23 stopnie!!! Wybraliśmy się więc na dłuuugi spacer po dublińskim Phoenix Parku, było cudnie! Słońce, śpiew ptaków, zapach lata w powietrzu, jak niewiele potrzeba mi do pełni szczęścia - zaledwie jakieś 12 kilometrów marszu w pełnym słońcu :)


Pozdrawiam ciepło - Maciejkowa

wtorek, 17 czerwca 2014

menu inspiracje - śniadanie

Kiedyś, jeszcze zanim zaczęłam choćby planować jakiekolwiek fit działania mające na celu poprawę mojego wyglądu, samopoczucia i co najważniejsze - samooceny, najbardziej przerażała mnie rezygnacja z ulubionych posiłków i redukcja ich objętości. Byłam wówczas przekonana, że chcąc zrzucić kilka zbędnych kilogramów, trzeba żywić się "karmą dla chomików", popijać ją wodą i nie jeść po 18ej. I nawet, gdyby miało to przynieść niesamowite rezultaty, w głowie kołatała mi zawsze myśl, że "nawet jeśli" uda mi się schudnąć, to przecież jak wrócę do "normalnego" jedzenia, zaraz przyjdzie efekt jojo i cały wysiłek pójdzie psu w dupę. Teraz jestem znacznie mądrzejsza, udowodniłam samej sobie, że można osiągnąć upragniony cel bez wyrzeczeń i rezygnacji ze smakołyków oraz (co najważniejsze) bez głodzenia się i wyjaławiania organizmu. Mało tego - odkryłam tak duże bogactwo nowych smaków, że już nie wyobrażam sobie pójścia do fast fooda na frytki czy hot doga, bo najnormalniej w świecie mi to już nie smakuje :)
Być może wśród Was są osoby, które wciąż myślą podobnie ja jak kiedyś i szukają bodźca, motywacji inspiracji? Oto mój cykl propozycji na pełnowartościowe posiłki, które są zdrową alternatywą dla klasycznego systemu żywienia:

cz. I
- ŚNIADANIA -

u mnie o poranku zazwyczaj króluje owsianka - uwielbiam ją za to, że robi się są w 5 minut i mimo, że baza jest zawsze taka sama, dzięki różnorodnej kombinacji ulubionych dodatków każdego dnia może zyskać nowy wymiar:


1. owsianka z orzechami, suszoną żurawiną i borówkami
2. owsianka z mango, jagodami goji i spiruliną
3. owsianka z pestkami słonecznika, suszonymi morelami i śliwkami, polana sokiem malinowym
4. owsianka z nektarynką i otrębami żytnimi
5. owsianka z jagodami goji i borówkami
6. owsianka z otrębami pszennymi, wiórkami kokosowymi i melonem honeydew

ale żeby nie było że żywię się samą owsianką, tutaj inne śniadaniowe wariacje:


1. wafle ryżowe z serkiem twarogowym, pomidorkami i pestkami dyni + kawa inka z mlekiem
2. naleśniki z mąki kukurydzianej z jogurtem naturalnym i borówkami
3. omlet z otrębami pszennymi z jogurtem i czekoladowymi kuleczkami (niezbyt fit) + kawa inka
4. zielony omlet ze spiruliną polany jogurtem naturalnym, z czerwonym bananem i borówkami
5. naleśniki z mąki kukurydzianej z bananem + melon honeydew
6. pieczywo chrupkie z serkiem, szynką i pomidorkami + kawa inka

No i gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że tak wyglądają śniadania osoby, która stara się zrzucić parę kilo, w życiu bym nie uwierzyła - przygotowanie takich cudnych posiłków zajmuje max 15 minut (czyli nie więcej niż usmażenie jajecznicy na boczku), są przepyszne, energetyczne, sycą na długo, a jedyne czego potrzebujemy do ich wykonania to kilka prostych składników i odrobina wyobraźni :)

Pozdrawiam ciepło!

P.S: dziś byłam na pierwszych zajęciach z Zumby - ale power!!! rewelacja, wyskakałam się za wszystkie czasy, pot ciekł mi po plecach i łydkach, a po treningu burak nie schodził mi z twarzy dobrą godzinę :) dziś pierwszy dzień, więc byłam trochę onieśmielona w grupie, która już się znała, a ja nie nadążałam z krokami które pozostałe osoby już wykonywały płynnie, ale co tam - misja spełniona, za tydzień idę tam znów! :D

poniedziałek, 16 czerwca 2014

przeżyjmy to jeszcze raz - powakacyjny bilans :)

Bo żeby nie było, że tylko się na tej Sycylii prażyłam w słońcu i leniuchowałam, co to to nie! Mam na to niezbity dowód:


Po sześciu dniach wycieczki objazdowej zatrzymaliśmy się na cztery noce w pięknej willi z basenem i mini siłownią - to był mój raj! A więc nie było mowy o próżnowaniu, skoro wreszcie miałam na wyciągnięcie ręki to, czego nie mam do dyspozycji w domu - poranne cardio na rowerku, wieczorne treningi siłowe z ciężarami, a w ciągu dnia pływanie i hasanie po plaży (na ostatnim zdjęciu moja niewydarzona "gwiazda").
Przy takiej ilości ruchu nie narobiły mi złego ani pizza, ani makaron, ani buły z oliwą, ani też lody, bo przecież być we Włoszech i tego nie spróbować to grzech niewybaczalny! Z wakacji wróciłam z dokładnie tą samą wagą co przed wyjazdem, mimo że popuściłam sobie troszkę pasa i nie ograniczałam się kulinarnie. Jupi!

wtorek, 10 czerwca 2014

i po wakacjach...

Oj, udały mi się wakacje, było wspaniale! Przywiozłam z Sycylii całą masę zdjęć, miłych wspomnień i kulinarnych oraz artystycznych inspiracji :)
Miejsca przepiękne, cudowne widoki, słońce, ciepełko, morze, plaże, niesamowita architektura i przepyszne jedzenie!
No, ale nie ukrywam, że po tych 10 dniach spędzonych na obczyźnie z przyjemnością wróciłam do mojego łóżka, mojej kuchni, moich zwyczajów i przyzwyczajeń :)
Teraz, że świeżą porcją sił i odświeżonym zapałem wracam do codzienności, regularnych posiłków i treningów, bo wakacje strasznie rozleniwiają :)



wtorek, 3 czerwca 2014

wakaaacjeee!!!

Nareszcie upragniony, wyczekany urlop! Już od kilku dni jeżdżę sobie po Sycylii i rewelacyjnie się bawię :) Tak bardzo brakowało mi wypoczynku, ale oczywiście aktywnego! Wrażeniami podzielę się po powrocie, baaaj!


sobota, 24 maja 2014

zupy są pycha!

Każda pora jest dobra na ugotowanie zupy, czyli lekkiego, pożywnego i pysznego posiłku pełnego witamin i wartości odżywczych! Bez mięsa, bez soli, za to z dużą ilością warzyw i ulubionymi przyprawami. Mi taka akcja zajmuje zawsze jakieś pół godziny, a garnek zupy starcza nawet na trzy dni :)
Jest już grubo po pierwszej w nocy, właśnie zmiksowałam moje dzisiejsze dzieło, przygotowałam lunch box do pracy, jeszcze chwila nad projektem na jutro i pora odpocząć po długim dniu :)
Dobranoc!


P.S: Zakupiłam dziś ksylitol, czyli naturalną i zdrową alternatywę dla cukru i innych dosładzaczy. Generalnie, przestałam używać cukru już w styczniu, jednak zdarza mi się osładzać sobie życie miodem, syropem klonowym, syropem z agawy lub dodawaniem do potraw banana, jednak z powodu uciążliwych skoków cukru i dość leniwego metabolizmu postanowiłam na jakiś czas ograniczyć produkty o wysokim indeksie glikemicznym, stąd ta zmiana. No cóż, zobaczymy :)

piątek, 23 maja 2014

pora wziąć się za ramiona!

Popatrzcie tylko jaki cudny prezent dostałam!!! Te hantelki są rewelacyjne - małe, wygodne i co najważniejsze - nie dam rady zrobić sobie nimi krzywdy :D

Odkryłam dziś rewelacyjny trening ramion - obejmuje wszystkie partie mięśni, zdecydowanie da się go poczuć a instruktorka ma w sobie niesamowicie pozytywną energię, polecam:



niedziela, 18 maja 2014

odżywka do rzęs REALASH - test konsumencki

Kilka miesięcy temu zgadałam się z koleżanką na temat odżywek do rzęs (o których istnieniu nie miałam wcześniej zielonego pojęcia), a że jestem baaardzo podatna na nowości, postanowiłam na samej sobie przetestować to dobrodziejstwo. Nie żebym była jakaś szczególnie potrzebująca czy rządna wrażeń, po prostu lubię czuć, że robię coś dla siebie - bez znaczenia czy ma to wpływ na moją urodę, czy psychikę czy chodzi tylko o zaspokojenia ciekawości. Poszperałam, poczytałam, porównałam i kilka dni później zamówiłam sobie to cudo :)
Mój wybór padł na REALASH (klik!)
Oto efekty trzymiesięcznej kuracji (aplikacja raz dziennie, wieczorem tuż przed snem po dokładnym zmyciu makijażu, cieniutka kreseczka na linii rzęs górnej powieki):


Rzęsy są wyraźnie dłuższe i grubsze, ładnie podkręcone, a przy malowaniu tuszem wywijają się do nieba :)
Mimo, że nie był to artykuł pierwszej potrzeby, jestem bardzo zadowolona z zakupu - działa, nie szkodzi, łatwo się aplikuje i jest wydajna (jedna mini buteleczka odżywki służy mi od ponad trzech miesięcy i jeszcze sporo jej tam zostało), więc zainteresowanym tym tematem serdecznie polecam :)

A poniżej moje łupy z kolejnego wypadu do sklepu ze zdrową żywnością - różana herbata, białko sojowe i masło z pestek dyni:


A tu moje wczorajsze śniadanie - przepyszne naleśniki kukurydziane z przepisu Agnes. U mnie podane z masłem z pestek dyni i bananem, na wierzchu jogurt bałkański i borówki amerykańskie - niebo w gębie!


A tu moja ostatnia zupa-krem, pomidorowa z soczewicą z TEGO przepisu - łatwa do zrobienia, lekka i sycąca. Następnego dnia zrobiłam z niej sos do makaronu pełnoziarnistego :)


Po 100 dniach ścisłej kontroli odstawiłam swój pomocny dziennik. Przede mną kolejne wyzwanie - utrzymanie wypracowanych przez ten czas nawyków bez popadania w paranoję. Myślę, że całkiem nieźle mi idzie i gdyby nie moje podświadome, ciągłe dążenie do perfekcji, mogłabym być z siebie cholernie dumna.

Treningi w dalszym ciągu sprawiają mi kupę radości i absolutnie nie muszę się zmuszać do zwleczenia tyłka z kanapy. Wręcz przeciwnie - koło 23-ciej zaczyna mnie nosić, więc rozkładam matę, odpalam trening i daję czadu :) Mimo sporej niechęci do pocenia się i wypluwania płuc, pokochałam treningi typu HIIT - to rewelacyjna forma ruszenia wszystkich możliwych mięśni i spalenia setek kalorii. Polecam ten:


Po pierwszym razie mało nie umarłam! I mimo tego, że ćwiczę regularnie, zakwasy trzymały mnie bite trzy dni! Nie dałam jednak za wygraną i powtarzam sobie ten trening raz w tygodniu - ostatnio zrobiłam go trzeci raz i idzie mi to coraz lepiej :)
Bardzo sumiennie realizuję też wyzwanie, o którym wspomniałam jakiś czas temu - 30 day AB & squat challenge, jestem już na 21 dniu i jestem zachwycona efektami (ale o tym napiszę jak przebrnę przez cały program, to już całkiem niedługo :)
Nooo, to by było na tyle dziś, zmykam na matę - dziś pora na pilates :) Dobraaaoooc!

wtorek, 13 maja 2014

100 dni !!!

Wczoraj minął dokładnie SETNY dzień mojego "nowego życia"! Pora na podsumowanie tego czasu :)

100 dni temu założyłam swój fit dziennik, dzięki któremu wiem wszytko - co jadłam, co i jak ćwiczyłam, jak się czułam, co było dla mnie trudne i jakie robiłam postępy. Polecam serdecznie tę formę "kontroli" wszystkim początkującym - pomaga wyeliminować zjawisko wyrzutów sumienia :)

100 dni temu kupiłam sobie pierwsze profesjonalne buty do ćwiczeń i pierwszy raz byłam na siłowni!

Od 100 dni:

- trzymam się zdrowej zasady jedzenia 5 posiłków, co jest dla mnie rewelacyjnym rozwiązaniem, bo uwielbiam jeść! Nie chodzę więc głodna, a tym samym nie czuję żebym była na jakiejkolwiek diecie :)
- analizuję to, co jem i jakich wartości mi to dostarcza, staram się jeść pełnowartościowe i zróżnicowane posiłki, unikam produktów przetworzonych i "pustych kalorii";
- zaczęłam sama gotować i przygotowywać sobie jedzenie do pracy;
- odkryłam prawdziwy smak potraw, bez soli i cukru;
- nie boję się eksperymentów - poznaję nowe smaki, nowe produkty, owoce i warzywa których nigdy wcześniej nie miałam okazji czy odwagi spróbować;
- ograniczam słodycze do minimum, ale raz na jakiś czas nie odmawiam sobie zjedzenia kostki czekolady, ciastka czy lodów z kolegą z pracy - ot, taki nasz rytuał raz na dłuuugi długi czas :)
- ograniczam kawę - w ciągu tych 100 dni wypiłam "tylko" ok. 30 kubków. Kawa Inka idealnie mi ją zastępuje;
- w dalszym ciągu pozwalam sobie na jedzenie w restauracjach, wybieram jednak te miejsca i te dania, które budzą największe zaufanie w kwestii ich składu;
- piję zdecydowanie więcej wody;
- alkohol to teraz też sporadyczna kwestia (choć absolutnie nigdy nie miałam z tym problemu, hehehe!) - czasem lampka wina do kolacji, czasem piwko lub cocktail kiedy wychodzę gdzieś ze znajomymi, ale nie mam też problemu z wypiciem w pubie zielonej herbaty jeśli  nie mam ochoty na napoje procentowe;

W kwestii treningów:

- przede wszystkim - nareszcie się ruszyłam!
- dwa razy w tygodniu chodzę na siłownię, biję kolejne rekordy na bieżni i wzmacniam mięśnie;
- w pozostałe dni ćwiczę w domu wypróbowując różne treningi dostępne w internecie, dostosowuję intensywność ćwiczeń do aktualnej formy i nastroju, żeby sprawiały mi jak najwięcej radości - callanetics, pilates, skalpele, HIIT, programy Jillian Michaels itp.;
- codzienne treningi na tyle weszły mi w krew, że w dzień odpoczynku nie mogę usiedzieć na własnym tyłku :)
- z powodu zbyt słabych ramion po 3 tygodniach porzuciłam wyzwanie "100 pompek", zamiast tego od ponad dwóch tygodni codziennie rano realizuję wyzwanie "30 day ab & squat", efektami pochwalę się wkrótce;

Co mam sobie do zarzucenia? Hmm... całkiem niewiele! Może wypady do bufetu, gdzie można wrzucić sobie na talerz ile się chce i rzeczywiście czasem wrzucam sobie za dużo (zwłaszcza jak mam chcicę na mięso, którego w domu nie robię) :P No i kiedy ludzie z pracy przynoszą coś dobrego do jedzenia to też czasem trochę skubnę. Kilka kubków gorącej czekolady? Czekoladki nadziewane, których ilość policzyć można na palcach jednej... no dobra, dwóch rąk? :) Eee tam, to całe nic w porównaniu z tym ile wcześniej potrafiłam zjeść, a słodkiego nigdy nie miałam dość. Także jest dobrze - jestem z siebie dumna :)

W ciągu tych 100 dni zgubiłam dokładnie 4 kg. Może nie jest to jakiś szalony wynik, jednak najważniejsze jest dla mnie moje samopoczucie i subiektywna ocena efektów - mniej tłuszczyku, więcej tkanki mięśniowej, jędrne i zbite ciało, lepsza kondycja, gładka i lepiej ukrwiona skóra, więcej energii i chęci do działania. Dzięki zdrowszemu odżywianiu i zwiększeniu aktywności fizycznej moje ciało wysmukliło się, znikł cellulit, fałdka pod brodą, trzęsące się boczki, czuję się młodsza i silniejsza. Nie miewam już zadyszek po szybszym marszu i minęły bóle skontuzjowanych kiedyś stawów :)
A najważniejsze, że osiągnęłam to bez większych wyrzeczeń, bo jadłam smacznie i wcale nie mało! :)
Wcześniej szukałam motywacji w internecie, na blogach, na filmach, teraz jestem inspiracją sama dla siebie, teraz naprawdę wierzę, że wszystko jest do osiągnięcia - trzeba tylko chcieć! :) Jupi!


Plan na kolejne 100 dni:
W ostatnim czasie zauważyłam w moim ciele i w głowie tyle plusów, że wypracowane zdrowe nawyki zamierzam kontynuować tak długo, jak tylko się da!
Miło by było dobrnąć do mojego wymarzonego celu 57 kg, jednak priorytetem jest dobra forma i wzorowe samopoczucie :)
Pozdrawiam serdecznie i uciekam na fit zakupy - dziś w planie zupa - krem pomidorowa z soczewicą :)

poniedziałek, 12 maja 2014

Jak jeść spirulinę?

Chyba na dobre zaprzyjaźniłam się już ze spiruliną :) Początkowo zupełnie nie miałam pomysłu jak włączyć ją do mojego jadłospisu, jednak przy odrobinie fantazji można robić z nią cuda! Ma niesamowity kolor, więc każde danie z jej udziałem będzie nietuzinkowe :)

OMLET BANANOWY ZE SPIRULINĄ:

Potrzebujemy:
2 jajka (ostatnio używam kaczych, więc porcja jest pokaźna)
1 banan
1 płaska łyżeczka spiruliny

Blenderujemy i wylewamy na rozgrzaną patelnię teflonową (do smażenia używam oleju kokosowego), smażymy pod przykryciem aż jaja się zetną.

Przekładamy omlet na talerz i "doprawiamy" wedle uznania. Moja propozycja to masło z orzechów laskowych i płatki migdałowe oraz łyżka syropu klonowego do polania na wierzch, szaleństwo! Omlet jest pyszny, puszysty i sycący!


ORZEŹWIAJĄCE SMOOTHIE:

Blenderujemy:
pół dużego ogórka
2 gruszki
1 łyżeczkę spiruliny
pół szklanki wody mineralnej

Rewelacyjny, orzeźwiający pomysł z głowy, który maksymalnie mnie zaskoczył :)


ZIELONE PLACUSZKI MUSLI:

Blenderujemy:
2 jaja
1 małego banana
1 łyżkę musli
1 łyżkę otrębów
1 łyżeczkę spiruliny

Ciasto kładziemy łyżką na rozgrzaną patelnię, smażymy na oleju kokosowym kilka minut, po obu stronach.
Podajemy z ulubionymi dodatkami. U mnie jogurt naturalny, pół łyżeczki cynamonu, płatki migdałów i pół gruszki.


A czy Wy stosujecie spirulinę? Jakie macie na nią pomysły?

Po wielu, wielu latach zakochałam się na nowo w kawie Ince :) Zwłaszcza teraz (od jakichś dwóch tygodni), kiedy przestałam dosładzać sobie życie normalną, słodką kawą z jeszcze słodszymi dodatkami, jest dla mnie idealną alternatywą i zaspokojeniem apetytu na słodkie - mimo, że bez cukru :)

niedziela, 4 maja 2014

podsumowanie miesiąca

I znów publikuję post z lekkim poślizgiem, a to wszystko dlatego, że wreszcie coś się ruszyło i mam co robić w pracy. Mam też po czym być zmęczona, z czego szalenie się cieszę!
Kwiecień był dla mnie szalenie trudny - sporo problemów, stresu, niepewności i skrajnych emocji. Przełożyło się to niestety na treningi (ok. 9 godzin mniej niż w marcu) i odżywianie (miałam kilka wpadek). Ale ale, odnotowałam też mega postęp - chyba wreszcie moje ciało przestało się zapierać i wreszcie grzecznie poddaje się moim działaniom :) Na dobre wpadłam już w zdrowy rytm pięciu posiłków o stałych porach, piję zdecydowanie więcej wody, jem więcej warzyw i co najważniejsze - zrzuciłam kolejne 1,2 kg :)
Czuję, że dobrze mi robią poranne ćwiczenia (moje przedwakacyjne wyzwanie), wprowadzają mnie w dobry nastrój i pozytywnie nakręcają na cały dzień.
Jakoś tak na bakier ostatnio u mnie z wieczornymi treningami, to chyba przez zmęczenie po całym dniu pracy, ale nie poddaję się i koło północy rozkładam matę. Lubię kłaść się spać z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.

 

czwartek, 1 maja 2014

wynalazki ze sklepu ze zdrową żywnością

Zakochałam się w tutejszych sklepach ze zdrową żywnością, można tam znaleźć cuda! Z ostatnich zakupów wróciłam z masłem z orzechów laskowych (w składzie ma 100% orzechów laskowych, nic innego!), jagody goji i... spirulinę w proszku. 


O cudownych właściwościach tych alg możecie poczytać >>>TU<<<.
Dzisiaj śniadanie było więc totalnie nietypowe - owsianka z jagodami goji i spiruliną w intrygującym, zielonym kolorze, przepyszna!!! O taka:


Ostatnio zdałam sobie sprawię, że mój wyczekany urlop zbliża się wielkimi krokami. A że w tym roku planuję wyglądać w bikini jak milion dolców, wynalazłam sobie na ten ostatni miesiąc wyzwanie, które robię sobie rano już od 5 dni:


Dołączycie?

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

baaardzo spóźniony poświąteczny bilans

Nooo, mało mam ostatnio czasu na moje małe przyjemności, czyli malowanie, gotowanie czy prowadzenie bloga. Wiosna rozszalała się na dobre jakieś dwa tygodnie temu, więc więcej spaceruję i częściej wychodzę po pracy do pubu ze znajomymi. Dodatkowo mam teraz na głowie trochę problemów, które skutecznie odwracają moją uwagę od naturalnego, codziennego cieszenia się życiem.
A święta były wspaniałe, ale jak zawsze - za krótkie :)
Zaskoczyłam samą siebie wstrzemięźliwością, umiarem i zdrowym rozsądkiem, ale oczywiście nie odmawiałam sobie przez te dwa dni ulubionego bigosu babci, czy ciast. Moje święta były również bardzo aktywne (długie spacery, rower), więc nawet przez chwilę nie miałam wyrzutów sumienia, a waga ani drgnęła, jupi! :)

sobota, 12 kwietnia 2014

fit babeczki

Kilka dni temu na jednym z blogów (a przeglądam ich na tyle dużo, że nie pamiętam już zupełnie gdzie) znalazłam przepis na babeczki jaglane, który zainspirował mnie do stworzenia własnej wariacji na ten temat. Z czystym sumieniem mogę polecić:

BABECZKI fit z kaszy jaglanej:

Składniki na 12 babeczek:

1/3 szklanki kaszy jaglanej
1 łyżka oleju kokosowego
1 łyżka miodu
3/4 szklanki mąki pełnoziarnistej
2 łyżki płatków owsianych
3 łyżki otrąb (otrębów?) pszennych, żytnich lub owsianych
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka cynamonu
1 duża łyżka kakao
1 jajko
1 szklanka mleka
kilka suszonych śliwek
dwie dojrzałe gruszki

Kaszę płuczemy, wrzucamy do rondelka i zalewamy szklanką gorącej wody, dodajemy olej kokosowy i miód. Gotujemy mieszając od czasu do czasu, aż kasza "wypije" całą wodę. Po przygotowaniu kaszy odstawiamy ją do przestudzenia.
W osobnej misce mieszamy wszystkie "suche" składniki, dodajemy do nich kaszę oraz mleko i mieszamy mikserem lub łyżką do połączenia składników. Na koniec wsypujemy pokrojone w kostkę suszone śliwki i gruszki (ja dodałam jeszcze trochę gorzkiej czekolady).
Przekładamy masę do foremek wyłożonych papilotkami i wstawiamy do rozgrzanego piekarnika.
Pieczemy 20-25 minut w 180 stopniach, z termoobiegiem.
Smacznego!


Te babeczki (jak zresztą większość fit słodyczy) są specyficznie "kluchowate" i "ziarniste", ale mi zdecydowanie smakują! Przede wszystkim są sycące, więc szybko zaspokajają chęć na coś słodkiego. Nie żeby jeść je na co dzień, ale raz na jakiś czas z pewnością odświeżę ten przepis :)
Zaniosłam mój wyrób chłopakom do pracy, ale patrzyli na nie jakbym częstowała ich karaluchami, po czym stwierdzili "a co to za babeczki bez masła i cukru!?" :D

Strasznie niecierpliwa się stałam w ostatnim czasie, ale trzymam się dzielnie. W dalszym ciągu racjonalnie się odżywiam i dzielnie ćwiczę, więc musi to w końcu zaowocować :) Nooo, to skoro tak, to pora na wyjątkowo późny dziś trening. Hmm... dziś chyba wygrywa Skalpel :)

wtorek, 8 kwietnia 2014

Taka wiosna!

Nooo, cudnie jest! Nawet tu u mnie, na wyspie, gdzie zazwyczaj tylko pada i wieje, teraz mamy przepiękne słońce i boskie ciepełko :) Nie ma więc czasu na siedzenie przed komputerem, szkoda marnować te piękne chwile na wirtualne życie, na to ewentualnie jest czas wieczorami :)
Ostatnio kupę czasu zajmuje mi głównie mój nowy artystyczny projekt i cieszenie się z efektów ciężkiej pracy nad sobą. Już teraz jest wspaniale, a widząc jaka pozytywna zmiana zagościła na dobre w mojej głowie, wiem, że będzie jeszcze lepiej! Jedyne, czego nie potrafię sobie odmówić to KAWA - dobra, słodka, wymyślna, nietypowa, z czekoladą lub innymi dodatkami - to według mnie nawet lepszy napój integracyjny niż alkohol - można go dostać na każdym rogu i zabrać ze sobą wszędzie, dobrze się przy nim rozmawia i rewelacyjnie relaksuje. Pozwalam sobie jednak na tę przyjemność tylko raz w ciągu dnia i to nie codziennie - wszak co za dużo, to niezdrowo.
W moje treningi wkradła się ostatnio monotonia, chyba zbyt sztywno trzymałam się gotowych treningów dostępnych w internecie (o których pisałam ostatnio), więc postanowiłam trochę zmienić system :) Oczywiście nie rezygnuję z programów, które poznałam i polubiłam, zmniejszyłam jednak ich częstotliwość na konto świeższych (przynajmniej dla mnie).
Podjęłam więc wyzwanie 100 POMPEK (chcę wzmocnić mięśnie ramion, barki, przedramiona, bo są baaardzo bardzo słabe), jestem właśnie po dwóch dniach wyzwania i muszę przyznać, że to niezła lekcja pokory :) A poza tym chcę wzmocnić w sobie mój pierwiastek męskości, hehehe - pompki są sexy!
Drugą rzeczą, którą zrobiłam właściwie dopiero wczoraj, było ułożenie własnego, krótkiego zestawu ulubionych ćwiczeń, angażujących do pracy mięśnie całego ciała. Zestaw całkiem mi się udał, bo podniósł mi tętno, dał lekki wycisk i trochę potu, ale nie padłam na matę z wycięczenia :) Gdyby któraś z Was miała ochotę spróbować, proszę bardzo:

Maciejkowy TRENING nr I:

1. plank - 30 sekund
2. mountain climbers - po 20 na każdą nogę
3. burpees - 5 razy
4. unoszenie prostej nogi w pozycji kolana-łokcie (ćwiczenie ze Skalpela) - po 20 na każdą nogę
5. półprzysiad z wyskokiem (nogi rozstawione trochę szerzej niż biodra) - 10 razy

Ponieważ nie lubię doprowadzać swojego ciała do stanu agonalnego, wszystkie ćwiczenia wykonuję w tempie, które umożliwia mi precyzyjne wykonanie każdego ruchu i swobodne oddychanie (przy mojej astmie zdecydowanie wskazane). Seria zajmuje mi więc jakieś 3-4 minuty, potem robię MINUTĘ PRZERWY i powtarzam cykl. Wczoraj zrobiłam 7 serii, co zajęło mi ok. pół godziny - dla mnie bomba!

A na koniec jeszcze jedna wariacja kanapkowa z awokado, tym razem na słono:

PASTA KANAPKOWA Z AWOKADO:

Składniki:

1 dojrzałe awokado,
1/3 kostki sera feta
1 ząbek czosnku
garść natki pietruszki

I jak zwykle - zmiksować na papkę i na chlebek - pycha! I świetnie smakuje z pokrojoną w plasterki rzodkiewką lub pomidorkami cherry na wierzchu - idealne śniadanie :)


Miłej nocy!

środa, 2 kwietnia 2014

podsumowanie miesiąca

Jak wszyscy to wszyscy :)
U mnie każdy kolejny miesiąc zmagań żywieniowo-treningowych zaczyna się właśnie drugiego, a więc zaraz po przebudzeniu wskoczyłam na wagę i odnotowałam spadek masy ciała o kolejne 1,5kg, jupi! Może nie jest to jakiś szalony wynik, ale dla mnie zdecydowanie satysfakcjonujący, ponieważ jeszcze raz podkreślam: nie zależy mi na "wyżyłowaniu się", wyjałowieniu organizmu na siłę celem osiągnięcia jak najlepszego wyniku, to nie chwilowe wyrzeczenie które ma doprowadzić do konkretnego efektu i skończyć się jak najszybciej wielkim, głośnym "uff!". To mój nowy, przemyślany sposób na życie, dzięki któremu chcę przede wszystkim długo być zdrowa i pełna energii oraz czuć się tak rewelacyjnie jak teraz. A że idzie za tym również wysmuklenie ciała i poprawa kondycji skóry, czyli ogólne korzyści widoczne gołym okiem, których efektem jest wyższa samoocena, akceptacja własnej osoby i pewność siebie - wniosek nasuwa się sam - SAME KORZYŚCI, a ile przyjemności :)
W tym miesiącu nie próżnowałam, ilość i częstotliwość treningów zawarłam w tej tabelce:


Rodzaj treningu który wybierałam każdego dnia zależny był przede wszystkim od mojej kondycji i samopoczucia. Poniżej moje odczucia związane z tymi, które wypróbowałam w tym miesiącu:

A6W zdecydowanie nie przypadła mi do gustu (a nie było to moje pierwsze podejście do tego programu, kilka lat temu udało mi się dojść chyba do 9 dnia), dla mnie zdecydowanie zbyt ciężki, zresztą na sześciopaku raczej mi nie zależy :)
Body Jam - jednorazowa przygoda "na wesoło", którą być może jeszcze kiedyś powtórzę, bo nie wymaga jakiejś wyjątkowej kondycji czy umiejętności, a jest całkiem sympatyczny i lekki (mimo że chwilami całkiem energiczny) :) link <<< TU >>> 
Callanetics bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, cudownie wpływa na postawę, poprawia koordynację ruchów, uspokaja i relaksuje. Z pewnością zagości na stałe w moim programie treningowym jako poranna rozgrzewka lub trening na słabszy dzień :) link <<< TU >>>
HIIT zrobiłam w tym miesiącu pierwszy i jedyny raz, później przez potworny ból pleców wolałam trochę odpuścić. Dał mi niezły wycisk i kupę satysfakcji, na pewno do niego wrócę, bo to niezła lekcja pokory :) link <<< TU >>>
Pilates uwielbiam, jest bardzo kobiecy, spokojny i również bardzo relaksujący. Mój ulubiony zestaw ćwiczeń macie <<< TU >>>
Skalpel Chodakowskiej (podstawowy) na prawdę polubiłam, w ciągu 40 minut można ruszyć mięśnie całego ciała, ale nie jest jakoś szczególnie męczący. Po 12 treningach mogę śmiało powiedzieć, że robi się go całkiem przyjemnie :) link <<< TU >>>
Skalpel Wyzwanie lubię trochę mniej za względu na wypady, których nie znoszę i planki, które trwają dla mnie zdecydowanie za długo. Ot, widocznie nie mam jeszcze zbyt dobrej kondycji do tego typu treningów, ale udało mi się zrobić 5 pełnych treningów :) link <<< TU >>>
Turbo Jam (podobnie jak Turbo Fire o którym pisałam jakiś czas temu) jest dla mnie treningiem bardzo słabym technicznie, ale zmuszającym do ruchu. To bardzo energiczne cardio, przy którym hektolitry potu leją się strumieniami a serce mało nie wyrwie się z piersi. Nie przepadam za tego rodzaju aktywnością, ale raz na jakiś czas w ramach rozładowania emocji i zużycia zbyt dużego zapasu energii na pewno spróbuję :) link <<< TU >>>

A teraz trochę o jedzonku. Melduję, że jestem z siebie baaardzo zadowolona! W ciągu tego miesiąca tylko raz uległam głupiej pokusie zjedzenia garści ohydnych chipsów i raz skusiłam się na wrapa. Żadnych słodyczy, słonych przekąsek czy fast foodów, żadnych słodzonych napojów (zresztą nigdy za nimi nie przepadałam) - nie czuję chęci do tego typu rarytasów odkąd odkryłam, że w ramach alternatywy można szybko i łatwo przygotować zdrowy i pełnowartościowy posiłek którego zjedzenie nie dostarczy nam wyrzutów sumienia i dodatkowych centymetrów tu i ówdzie. Jeśli chodzi o alkohol to ze trzy razy byłam ze znajomymi w pubie, gdzie nie odmówiłam sobie piwa, słodkiego drinka czy baby guinnessa, za którym wręcz przepadam! Plus może ze dwa razy lampka białego wina - alkoholiczki to raczej ze mnie nie będzie :) Generalnie jeśli chodzi o dietę, to nie wpadam w paranoję, staram się jeść to, na co mam ochotę, ale w rozsądnych ilościach i z głową. Nie liczę kalorii, nie odmierzam gramatury konsumowanych posiłków i nie mam fioła na punkcie kupowania wyłącznie produktów odtłuszczonych i niskokalorycznych. Jedzenie musi być przede wszystkim przyjemnością i tego będę się trzymać :)
Poniżej kilka moich marcowych wariacji śniadaniowych:


A teraz pora na fotki poglądowe:


Konkretnego planu na kwiecień nie mam, planuję jednak, aby nie był gorszy od marcowego a będzie cudownie! Czego sobie i Wam życzę :)
Dobranoc!