poniedziałek, 28 kwietnia 2014

baaardzo spóźniony poświąteczny bilans

Nooo, mało mam ostatnio czasu na moje małe przyjemności, czyli malowanie, gotowanie czy prowadzenie bloga. Wiosna rozszalała się na dobre jakieś dwa tygodnie temu, więc więcej spaceruję i częściej wychodzę po pracy do pubu ze znajomymi. Dodatkowo mam teraz na głowie trochę problemów, które skutecznie odwracają moją uwagę od naturalnego, codziennego cieszenia się życiem.
A święta były wspaniałe, ale jak zawsze - za krótkie :)
Zaskoczyłam samą siebie wstrzemięźliwością, umiarem i zdrowym rozsądkiem, ale oczywiście nie odmawiałam sobie przez te dwa dni ulubionego bigosu babci, czy ciast. Moje święta były również bardzo aktywne (długie spacery, rower), więc nawet przez chwilę nie miałam wyrzutów sumienia, a waga ani drgnęła, jupi! :)

sobota, 12 kwietnia 2014

fit babeczki

Kilka dni temu na jednym z blogów (a przeglądam ich na tyle dużo, że nie pamiętam już zupełnie gdzie) znalazłam przepis na babeczki jaglane, który zainspirował mnie do stworzenia własnej wariacji na ten temat. Z czystym sumieniem mogę polecić:

BABECZKI fit z kaszy jaglanej:

Składniki na 12 babeczek:

1/3 szklanki kaszy jaglanej
1 łyżka oleju kokosowego
1 łyżka miodu
3/4 szklanki mąki pełnoziarnistej
2 łyżki płatków owsianych
3 łyżki otrąb (otrębów?) pszennych, żytnich lub owsianych
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka cynamonu
1 duża łyżka kakao
1 jajko
1 szklanka mleka
kilka suszonych śliwek
dwie dojrzałe gruszki

Kaszę płuczemy, wrzucamy do rondelka i zalewamy szklanką gorącej wody, dodajemy olej kokosowy i miód. Gotujemy mieszając od czasu do czasu, aż kasza "wypije" całą wodę. Po przygotowaniu kaszy odstawiamy ją do przestudzenia.
W osobnej misce mieszamy wszystkie "suche" składniki, dodajemy do nich kaszę oraz mleko i mieszamy mikserem lub łyżką do połączenia składników. Na koniec wsypujemy pokrojone w kostkę suszone śliwki i gruszki (ja dodałam jeszcze trochę gorzkiej czekolady).
Przekładamy masę do foremek wyłożonych papilotkami i wstawiamy do rozgrzanego piekarnika.
Pieczemy 20-25 minut w 180 stopniach, z termoobiegiem.
Smacznego!


Te babeczki (jak zresztą większość fit słodyczy) są specyficznie "kluchowate" i "ziarniste", ale mi zdecydowanie smakują! Przede wszystkim są sycące, więc szybko zaspokajają chęć na coś słodkiego. Nie żeby jeść je na co dzień, ale raz na jakiś czas z pewnością odświeżę ten przepis :)
Zaniosłam mój wyrób chłopakom do pracy, ale patrzyli na nie jakbym częstowała ich karaluchami, po czym stwierdzili "a co to za babeczki bez masła i cukru!?" :D

Strasznie niecierpliwa się stałam w ostatnim czasie, ale trzymam się dzielnie. W dalszym ciągu racjonalnie się odżywiam i dzielnie ćwiczę, więc musi to w końcu zaowocować :) Nooo, to skoro tak, to pora na wyjątkowo późny dziś trening. Hmm... dziś chyba wygrywa Skalpel :)

wtorek, 8 kwietnia 2014

Taka wiosna!

Nooo, cudnie jest! Nawet tu u mnie, na wyspie, gdzie zazwyczaj tylko pada i wieje, teraz mamy przepiękne słońce i boskie ciepełko :) Nie ma więc czasu na siedzenie przed komputerem, szkoda marnować te piękne chwile na wirtualne życie, na to ewentualnie jest czas wieczorami :)
Ostatnio kupę czasu zajmuje mi głównie mój nowy artystyczny projekt i cieszenie się z efektów ciężkiej pracy nad sobą. Już teraz jest wspaniale, a widząc jaka pozytywna zmiana zagościła na dobre w mojej głowie, wiem, że będzie jeszcze lepiej! Jedyne, czego nie potrafię sobie odmówić to KAWA - dobra, słodka, wymyślna, nietypowa, z czekoladą lub innymi dodatkami - to według mnie nawet lepszy napój integracyjny niż alkohol - można go dostać na każdym rogu i zabrać ze sobą wszędzie, dobrze się przy nim rozmawia i rewelacyjnie relaksuje. Pozwalam sobie jednak na tę przyjemność tylko raz w ciągu dnia i to nie codziennie - wszak co za dużo, to niezdrowo.
W moje treningi wkradła się ostatnio monotonia, chyba zbyt sztywno trzymałam się gotowych treningów dostępnych w internecie (o których pisałam ostatnio), więc postanowiłam trochę zmienić system :) Oczywiście nie rezygnuję z programów, które poznałam i polubiłam, zmniejszyłam jednak ich częstotliwość na konto świeższych (przynajmniej dla mnie).
Podjęłam więc wyzwanie 100 POMPEK (chcę wzmocnić mięśnie ramion, barki, przedramiona, bo są baaardzo bardzo słabe), jestem właśnie po dwóch dniach wyzwania i muszę przyznać, że to niezła lekcja pokory :) A poza tym chcę wzmocnić w sobie mój pierwiastek męskości, hehehe - pompki są sexy!
Drugą rzeczą, którą zrobiłam właściwie dopiero wczoraj, było ułożenie własnego, krótkiego zestawu ulubionych ćwiczeń, angażujących do pracy mięśnie całego ciała. Zestaw całkiem mi się udał, bo podniósł mi tętno, dał lekki wycisk i trochę potu, ale nie padłam na matę z wycięczenia :) Gdyby któraś z Was miała ochotę spróbować, proszę bardzo:

Maciejkowy TRENING nr I:

1. plank - 30 sekund
2. mountain climbers - po 20 na każdą nogę
3. burpees - 5 razy
4. unoszenie prostej nogi w pozycji kolana-łokcie (ćwiczenie ze Skalpela) - po 20 na każdą nogę
5. półprzysiad z wyskokiem (nogi rozstawione trochę szerzej niż biodra) - 10 razy

Ponieważ nie lubię doprowadzać swojego ciała do stanu agonalnego, wszystkie ćwiczenia wykonuję w tempie, które umożliwia mi precyzyjne wykonanie każdego ruchu i swobodne oddychanie (przy mojej astmie zdecydowanie wskazane). Seria zajmuje mi więc jakieś 3-4 minuty, potem robię MINUTĘ PRZERWY i powtarzam cykl. Wczoraj zrobiłam 7 serii, co zajęło mi ok. pół godziny - dla mnie bomba!

A na koniec jeszcze jedna wariacja kanapkowa z awokado, tym razem na słono:

PASTA KANAPKOWA Z AWOKADO:

Składniki:

1 dojrzałe awokado,
1/3 kostki sera feta
1 ząbek czosnku
garść natki pietruszki

I jak zwykle - zmiksować na papkę i na chlebek - pycha! I świetnie smakuje z pokrojoną w plasterki rzodkiewką lub pomidorkami cherry na wierzchu - idealne śniadanie :)


Miłej nocy!

środa, 2 kwietnia 2014

podsumowanie miesiąca

Jak wszyscy to wszyscy :)
U mnie każdy kolejny miesiąc zmagań żywieniowo-treningowych zaczyna się właśnie drugiego, a więc zaraz po przebudzeniu wskoczyłam na wagę i odnotowałam spadek masy ciała o kolejne 1,5kg, jupi! Może nie jest to jakiś szalony wynik, ale dla mnie zdecydowanie satysfakcjonujący, ponieważ jeszcze raz podkreślam: nie zależy mi na "wyżyłowaniu się", wyjałowieniu organizmu na siłę celem osiągnięcia jak najlepszego wyniku, to nie chwilowe wyrzeczenie które ma doprowadzić do konkretnego efektu i skończyć się jak najszybciej wielkim, głośnym "uff!". To mój nowy, przemyślany sposób na życie, dzięki któremu chcę przede wszystkim długo być zdrowa i pełna energii oraz czuć się tak rewelacyjnie jak teraz. A że idzie za tym również wysmuklenie ciała i poprawa kondycji skóry, czyli ogólne korzyści widoczne gołym okiem, których efektem jest wyższa samoocena, akceptacja własnej osoby i pewność siebie - wniosek nasuwa się sam - SAME KORZYŚCI, a ile przyjemności :)
W tym miesiącu nie próżnowałam, ilość i częstotliwość treningów zawarłam w tej tabelce:


Rodzaj treningu który wybierałam każdego dnia zależny był przede wszystkim od mojej kondycji i samopoczucia. Poniżej moje odczucia związane z tymi, które wypróbowałam w tym miesiącu:

A6W zdecydowanie nie przypadła mi do gustu (a nie było to moje pierwsze podejście do tego programu, kilka lat temu udało mi się dojść chyba do 9 dnia), dla mnie zdecydowanie zbyt ciężki, zresztą na sześciopaku raczej mi nie zależy :)
Body Jam - jednorazowa przygoda "na wesoło", którą być może jeszcze kiedyś powtórzę, bo nie wymaga jakiejś wyjątkowej kondycji czy umiejętności, a jest całkiem sympatyczny i lekki (mimo że chwilami całkiem energiczny) :) link <<< TU >>> 
Callanetics bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, cudownie wpływa na postawę, poprawia koordynację ruchów, uspokaja i relaksuje. Z pewnością zagości na stałe w moim programie treningowym jako poranna rozgrzewka lub trening na słabszy dzień :) link <<< TU >>>
HIIT zrobiłam w tym miesiącu pierwszy i jedyny raz, później przez potworny ból pleców wolałam trochę odpuścić. Dał mi niezły wycisk i kupę satysfakcji, na pewno do niego wrócę, bo to niezła lekcja pokory :) link <<< TU >>>
Pilates uwielbiam, jest bardzo kobiecy, spokojny i również bardzo relaksujący. Mój ulubiony zestaw ćwiczeń macie <<< TU >>>
Skalpel Chodakowskiej (podstawowy) na prawdę polubiłam, w ciągu 40 minut można ruszyć mięśnie całego ciała, ale nie jest jakoś szczególnie męczący. Po 12 treningach mogę śmiało powiedzieć, że robi się go całkiem przyjemnie :) link <<< TU >>>
Skalpel Wyzwanie lubię trochę mniej za względu na wypady, których nie znoszę i planki, które trwają dla mnie zdecydowanie za długo. Ot, widocznie nie mam jeszcze zbyt dobrej kondycji do tego typu treningów, ale udało mi się zrobić 5 pełnych treningów :) link <<< TU >>>
Turbo Jam (podobnie jak Turbo Fire o którym pisałam jakiś czas temu) jest dla mnie treningiem bardzo słabym technicznie, ale zmuszającym do ruchu. To bardzo energiczne cardio, przy którym hektolitry potu leją się strumieniami a serce mało nie wyrwie się z piersi. Nie przepadam za tego rodzaju aktywnością, ale raz na jakiś czas w ramach rozładowania emocji i zużycia zbyt dużego zapasu energii na pewno spróbuję :) link <<< TU >>>

A teraz trochę o jedzonku. Melduję, że jestem z siebie baaardzo zadowolona! W ciągu tego miesiąca tylko raz uległam głupiej pokusie zjedzenia garści ohydnych chipsów i raz skusiłam się na wrapa. Żadnych słodyczy, słonych przekąsek czy fast foodów, żadnych słodzonych napojów (zresztą nigdy za nimi nie przepadałam) - nie czuję chęci do tego typu rarytasów odkąd odkryłam, że w ramach alternatywy można szybko i łatwo przygotować zdrowy i pełnowartościowy posiłek którego zjedzenie nie dostarczy nam wyrzutów sumienia i dodatkowych centymetrów tu i ówdzie. Jeśli chodzi o alkohol to ze trzy razy byłam ze znajomymi w pubie, gdzie nie odmówiłam sobie piwa, słodkiego drinka czy baby guinnessa, za którym wręcz przepadam! Plus może ze dwa razy lampka białego wina - alkoholiczki to raczej ze mnie nie będzie :) Generalnie jeśli chodzi o dietę, to nie wpadam w paranoję, staram się jeść to, na co mam ochotę, ale w rozsądnych ilościach i z głową. Nie liczę kalorii, nie odmierzam gramatury konsumowanych posiłków i nie mam fioła na punkcie kupowania wyłącznie produktów odtłuszczonych i niskokalorycznych. Jedzenie musi być przede wszystkim przyjemnością i tego będę się trzymać :)
Poniżej kilka moich marcowych wariacji śniadaniowych:


A teraz pora na fotki poglądowe:


Konkretnego planu na kwiecień nie mam, planuję jednak, aby nie był gorszy od marcowego a będzie cudownie! Czego sobie i Wam życzę :)
Dobranoc!