sobota, 24 maja 2014

zupy są pycha!

Każda pora jest dobra na ugotowanie zupy, czyli lekkiego, pożywnego i pysznego posiłku pełnego witamin i wartości odżywczych! Bez mięsa, bez soli, za to z dużą ilością warzyw i ulubionymi przyprawami. Mi taka akcja zajmuje zawsze jakieś pół godziny, a garnek zupy starcza nawet na trzy dni :)
Jest już grubo po pierwszej w nocy, właśnie zmiksowałam moje dzisiejsze dzieło, przygotowałam lunch box do pracy, jeszcze chwila nad projektem na jutro i pora odpocząć po długim dniu :)
Dobranoc!


P.S: Zakupiłam dziś ksylitol, czyli naturalną i zdrową alternatywę dla cukru i innych dosładzaczy. Generalnie, przestałam używać cukru już w styczniu, jednak zdarza mi się osładzać sobie życie miodem, syropem klonowym, syropem z agawy lub dodawaniem do potraw banana, jednak z powodu uciążliwych skoków cukru i dość leniwego metabolizmu postanowiłam na jakiś czas ograniczyć produkty o wysokim indeksie glikemicznym, stąd ta zmiana. No cóż, zobaczymy :)

piątek, 23 maja 2014

pora wziąć się za ramiona!

Popatrzcie tylko jaki cudny prezent dostałam!!! Te hantelki są rewelacyjne - małe, wygodne i co najważniejsze - nie dam rady zrobić sobie nimi krzywdy :D

Odkryłam dziś rewelacyjny trening ramion - obejmuje wszystkie partie mięśni, zdecydowanie da się go poczuć a instruktorka ma w sobie niesamowicie pozytywną energię, polecam:



niedziela, 18 maja 2014

odżywka do rzęs REALASH - test konsumencki

Kilka miesięcy temu zgadałam się z koleżanką na temat odżywek do rzęs (o których istnieniu nie miałam wcześniej zielonego pojęcia), a że jestem baaardzo podatna na nowości, postanowiłam na samej sobie przetestować to dobrodziejstwo. Nie żebym była jakaś szczególnie potrzebująca czy rządna wrażeń, po prostu lubię czuć, że robię coś dla siebie - bez znaczenia czy ma to wpływ na moją urodę, czy psychikę czy chodzi tylko o zaspokojenia ciekawości. Poszperałam, poczytałam, porównałam i kilka dni później zamówiłam sobie to cudo :)
Mój wybór padł na REALASH (klik!)
Oto efekty trzymiesięcznej kuracji (aplikacja raz dziennie, wieczorem tuż przed snem po dokładnym zmyciu makijażu, cieniutka kreseczka na linii rzęs górnej powieki):


Rzęsy są wyraźnie dłuższe i grubsze, ładnie podkręcone, a przy malowaniu tuszem wywijają się do nieba :)
Mimo, że nie był to artykuł pierwszej potrzeby, jestem bardzo zadowolona z zakupu - działa, nie szkodzi, łatwo się aplikuje i jest wydajna (jedna mini buteleczka odżywki służy mi od ponad trzech miesięcy i jeszcze sporo jej tam zostało), więc zainteresowanym tym tematem serdecznie polecam :)

A poniżej moje łupy z kolejnego wypadu do sklepu ze zdrową żywnością - różana herbata, białko sojowe i masło z pestek dyni:


A tu moje wczorajsze śniadanie - przepyszne naleśniki kukurydziane z przepisu Agnes. U mnie podane z masłem z pestek dyni i bananem, na wierzchu jogurt bałkański i borówki amerykańskie - niebo w gębie!


A tu moja ostatnia zupa-krem, pomidorowa z soczewicą z TEGO przepisu - łatwa do zrobienia, lekka i sycąca. Następnego dnia zrobiłam z niej sos do makaronu pełnoziarnistego :)


Po 100 dniach ścisłej kontroli odstawiłam swój pomocny dziennik. Przede mną kolejne wyzwanie - utrzymanie wypracowanych przez ten czas nawyków bez popadania w paranoję. Myślę, że całkiem nieźle mi idzie i gdyby nie moje podświadome, ciągłe dążenie do perfekcji, mogłabym być z siebie cholernie dumna.

Treningi w dalszym ciągu sprawiają mi kupę radości i absolutnie nie muszę się zmuszać do zwleczenia tyłka z kanapy. Wręcz przeciwnie - koło 23-ciej zaczyna mnie nosić, więc rozkładam matę, odpalam trening i daję czadu :) Mimo sporej niechęci do pocenia się i wypluwania płuc, pokochałam treningi typu HIIT - to rewelacyjna forma ruszenia wszystkich możliwych mięśni i spalenia setek kalorii. Polecam ten:


Po pierwszym razie mało nie umarłam! I mimo tego, że ćwiczę regularnie, zakwasy trzymały mnie bite trzy dni! Nie dałam jednak za wygraną i powtarzam sobie ten trening raz w tygodniu - ostatnio zrobiłam go trzeci raz i idzie mi to coraz lepiej :)
Bardzo sumiennie realizuję też wyzwanie, o którym wspomniałam jakiś czas temu - 30 day AB & squat challenge, jestem już na 21 dniu i jestem zachwycona efektami (ale o tym napiszę jak przebrnę przez cały program, to już całkiem niedługo :)
Nooo, to by było na tyle dziś, zmykam na matę - dziś pora na pilates :) Dobraaaoooc!

wtorek, 13 maja 2014

100 dni !!!

Wczoraj minął dokładnie SETNY dzień mojego "nowego życia"! Pora na podsumowanie tego czasu :)

100 dni temu założyłam swój fit dziennik, dzięki któremu wiem wszytko - co jadłam, co i jak ćwiczyłam, jak się czułam, co było dla mnie trudne i jakie robiłam postępy. Polecam serdecznie tę formę "kontroli" wszystkim początkującym - pomaga wyeliminować zjawisko wyrzutów sumienia :)

100 dni temu kupiłam sobie pierwsze profesjonalne buty do ćwiczeń i pierwszy raz byłam na siłowni!

Od 100 dni:

- trzymam się zdrowej zasady jedzenia 5 posiłków, co jest dla mnie rewelacyjnym rozwiązaniem, bo uwielbiam jeść! Nie chodzę więc głodna, a tym samym nie czuję żebym była na jakiejkolwiek diecie :)
- analizuję to, co jem i jakich wartości mi to dostarcza, staram się jeść pełnowartościowe i zróżnicowane posiłki, unikam produktów przetworzonych i "pustych kalorii";
- zaczęłam sama gotować i przygotowywać sobie jedzenie do pracy;
- odkryłam prawdziwy smak potraw, bez soli i cukru;
- nie boję się eksperymentów - poznaję nowe smaki, nowe produkty, owoce i warzywa których nigdy wcześniej nie miałam okazji czy odwagi spróbować;
- ograniczam słodycze do minimum, ale raz na jakiś czas nie odmawiam sobie zjedzenia kostki czekolady, ciastka czy lodów z kolegą z pracy - ot, taki nasz rytuał raz na dłuuugi długi czas :)
- ograniczam kawę - w ciągu tych 100 dni wypiłam "tylko" ok. 30 kubków. Kawa Inka idealnie mi ją zastępuje;
- w dalszym ciągu pozwalam sobie na jedzenie w restauracjach, wybieram jednak te miejsca i te dania, które budzą największe zaufanie w kwestii ich składu;
- piję zdecydowanie więcej wody;
- alkohol to teraz też sporadyczna kwestia (choć absolutnie nigdy nie miałam z tym problemu, hehehe!) - czasem lampka wina do kolacji, czasem piwko lub cocktail kiedy wychodzę gdzieś ze znajomymi, ale nie mam też problemu z wypiciem w pubie zielonej herbaty jeśli  nie mam ochoty na napoje procentowe;

W kwestii treningów:

- przede wszystkim - nareszcie się ruszyłam!
- dwa razy w tygodniu chodzę na siłownię, biję kolejne rekordy na bieżni i wzmacniam mięśnie;
- w pozostałe dni ćwiczę w domu wypróbowując różne treningi dostępne w internecie, dostosowuję intensywność ćwiczeń do aktualnej formy i nastroju, żeby sprawiały mi jak najwięcej radości - callanetics, pilates, skalpele, HIIT, programy Jillian Michaels itp.;
- codzienne treningi na tyle weszły mi w krew, że w dzień odpoczynku nie mogę usiedzieć na własnym tyłku :)
- z powodu zbyt słabych ramion po 3 tygodniach porzuciłam wyzwanie "100 pompek", zamiast tego od ponad dwóch tygodni codziennie rano realizuję wyzwanie "30 day ab & squat", efektami pochwalę się wkrótce;

Co mam sobie do zarzucenia? Hmm... całkiem niewiele! Może wypady do bufetu, gdzie można wrzucić sobie na talerz ile się chce i rzeczywiście czasem wrzucam sobie za dużo (zwłaszcza jak mam chcicę na mięso, którego w domu nie robię) :P No i kiedy ludzie z pracy przynoszą coś dobrego do jedzenia to też czasem trochę skubnę. Kilka kubków gorącej czekolady? Czekoladki nadziewane, których ilość policzyć można na palcach jednej... no dobra, dwóch rąk? :) Eee tam, to całe nic w porównaniu z tym ile wcześniej potrafiłam zjeść, a słodkiego nigdy nie miałam dość. Także jest dobrze - jestem z siebie dumna :)

W ciągu tych 100 dni zgubiłam dokładnie 4 kg. Może nie jest to jakiś szalony wynik, jednak najważniejsze jest dla mnie moje samopoczucie i subiektywna ocena efektów - mniej tłuszczyku, więcej tkanki mięśniowej, jędrne i zbite ciało, lepsza kondycja, gładka i lepiej ukrwiona skóra, więcej energii i chęci do działania. Dzięki zdrowszemu odżywianiu i zwiększeniu aktywności fizycznej moje ciało wysmukliło się, znikł cellulit, fałdka pod brodą, trzęsące się boczki, czuję się młodsza i silniejsza. Nie miewam już zadyszek po szybszym marszu i minęły bóle skontuzjowanych kiedyś stawów :)
A najważniejsze, że osiągnęłam to bez większych wyrzeczeń, bo jadłam smacznie i wcale nie mało! :)
Wcześniej szukałam motywacji w internecie, na blogach, na filmach, teraz jestem inspiracją sama dla siebie, teraz naprawdę wierzę, że wszystko jest do osiągnięcia - trzeba tylko chcieć! :) Jupi!


Plan na kolejne 100 dni:
W ostatnim czasie zauważyłam w moim ciele i w głowie tyle plusów, że wypracowane zdrowe nawyki zamierzam kontynuować tak długo, jak tylko się da!
Miło by było dobrnąć do mojego wymarzonego celu 57 kg, jednak priorytetem jest dobra forma i wzorowe samopoczucie :)
Pozdrawiam serdecznie i uciekam na fit zakupy - dziś w planie zupa - krem pomidorowa z soczewicą :)

poniedziałek, 12 maja 2014

Jak jeść spirulinę?

Chyba na dobre zaprzyjaźniłam się już ze spiruliną :) Początkowo zupełnie nie miałam pomysłu jak włączyć ją do mojego jadłospisu, jednak przy odrobinie fantazji można robić z nią cuda! Ma niesamowity kolor, więc każde danie z jej udziałem będzie nietuzinkowe :)

OMLET BANANOWY ZE SPIRULINĄ:

Potrzebujemy:
2 jajka (ostatnio używam kaczych, więc porcja jest pokaźna)
1 banan
1 płaska łyżeczka spiruliny

Blenderujemy i wylewamy na rozgrzaną patelnię teflonową (do smażenia używam oleju kokosowego), smażymy pod przykryciem aż jaja się zetną.

Przekładamy omlet na talerz i "doprawiamy" wedle uznania. Moja propozycja to masło z orzechów laskowych i płatki migdałowe oraz łyżka syropu klonowego do polania na wierzch, szaleństwo! Omlet jest pyszny, puszysty i sycący!


ORZEŹWIAJĄCE SMOOTHIE:

Blenderujemy:
pół dużego ogórka
2 gruszki
1 łyżeczkę spiruliny
pół szklanki wody mineralnej

Rewelacyjny, orzeźwiający pomysł z głowy, który maksymalnie mnie zaskoczył :)


ZIELONE PLACUSZKI MUSLI:

Blenderujemy:
2 jaja
1 małego banana
1 łyżkę musli
1 łyżkę otrębów
1 łyżeczkę spiruliny

Ciasto kładziemy łyżką na rozgrzaną patelnię, smażymy na oleju kokosowym kilka minut, po obu stronach.
Podajemy z ulubionymi dodatkami. U mnie jogurt naturalny, pół łyżeczki cynamonu, płatki migdałów i pół gruszki.


A czy Wy stosujecie spirulinę? Jakie macie na nią pomysły?

Po wielu, wielu latach zakochałam się na nowo w kawie Ince :) Zwłaszcza teraz (od jakichś dwóch tygodni), kiedy przestałam dosładzać sobie życie normalną, słodką kawą z jeszcze słodszymi dodatkami, jest dla mnie idealną alternatywą i zaspokojeniem apetytu na słodkie - mimo, że bez cukru :)

niedziela, 4 maja 2014

podsumowanie miesiąca

I znów publikuję post z lekkim poślizgiem, a to wszystko dlatego, że wreszcie coś się ruszyło i mam co robić w pracy. Mam też po czym być zmęczona, z czego szalenie się cieszę!
Kwiecień był dla mnie szalenie trudny - sporo problemów, stresu, niepewności i skrajnych emocji. Przełożyło się to niestety na treningi (ok. 9 godzin mniej niż w marcu) i odżywianie (miałam kilka wpadek). Ale ale, odnotowałam też mega postęp - chyba wreszcie moje ciało przestało się zapierać i wreszcie grzecznie poddaje się moim działaniom :) Na dobre wpadłam już w zdrowy rytm pięciu posiłków o stałych porach, piję zdecydowanie więcej wody, jem więcej warzyw i co najważniejsze - zrzuciłam kolejne 1,2 kg :)
Czuję, że dobrze mi robią poranne ćwiczenia (moje przedwakacyjne wyzwanie), wprowadzają mnie w dobry nastrój i pozytywnie nakręcają na cały dzień.
Jakoś tak na bakier ostatnio u mnie z wieczornymi treningami, to chyba przez zmęczenie po całym dniu pracy, ale nie poddaję się i koło północy rozkładam matę. Lubię kłaść się spać z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.

 

czwartek, 1 maja 2014

wynalazki ze sklepu ze zdrową żywnością

Zakochałam się w tutejszych sklepach ze zdrową żywnością, można tam znaleźć cuda! Z ostatnich zakupów wróciłam z masłem z orzechów laskowych (w składzie ma 100% orzechów laskowych, nic innego!), jagody goji i... spirulinę w proszku. 


O cudownych właściwościach tych alg możecie poczytać >>>TU<<<.
Dzisiaj śniadanie było więc totalnie nietypowe - owsianka z jagodami goji i spiruliną w intrygującym, zielonym kolorze, przepyszna!!! O taka:


Ostatnio zdałam sobie sprawię, że mój wyczekany urlop zbliża się wielkimi krokami. A że w tym roku planuję wyglądać w bikini jak milion dolców, wynalazłam sobie na ten ostatni miesiąc wyzwanie, które robię sobie rano już od 5 dni:


Dołączycie?