wtorek, 1 lipca 2014

początek kolejnego miesiąca - czas na bilans

Nooo, bo pod tym względem trochę zaniedbałam sprawę, ale już nadrabiam zaległości :)
Czerwiec mogę sobie spokojnie zaliczyć na piątkę z plusem, moje poranne ważenie jest tego najlepszym potwierdzeniem - kolejne półtora kilo w dół, jupi!
Jedzonko - idealnie! Zdrowe odżywianie weszło mi w nawyk do tego stopnia, że nawet jakbym chciała zjeść coś shitowego, to zupełnie nie mam pomysłu co też mogłoby to być :) Zorganizowałam sobie swoją kuchnię na tyle mądrze, że w każdej chwili jestem w stanie przygotować coś pysznego i zdrowego zarazem w max 30 minut (zrobię o tym niedługo osobny post).
Treningi - bardzo dobrze! Nie piszę, że idealnie, bo muszę popracować jeszcze nad swoją kondycją, ale jestem na dobrej drodze:) W dalszym ciągu aktywność fizyczna sprawia mi ogromną przyjemność, a rezultaty które na sobie widzę tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że było warto! A co najważniejsze - treningi dodają mi nie tylko siły w sensie fizycznym, sprawiają też, że czuję się również silniejsza psychicznie i więcej jestem w stanie znieść.
Efekty - niesamowite, aż sama nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje! Już teraz jestem swoją osobistą superbohaterką, chociaż jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa (i chyba nie zamierzam tego zrobić nigdy). Napięta skóra, coraz mniej tkanki tłuszczowej w najbardziej problematycznych miejscach (boczki, brzuch, uda), bardziej "zbite" ciało. Mój brzuch zaczyna być twardy jak głaz i jak dobrze się napnę to pod kołderką tłuszczyku mogę wyczuć nieśmiały mini kaloryferek :)
To zabawne, że kiedy 5 miesięcy temu zaczynałam mój fit lifestyle, słabo w siebie wierzyłam i generalnie nie nastawiałam się na jakieś super efekty, tłumacząc się tym, że skoro nawet te 12 lat temu, będąc szczuplutką nastolatką nigdy nie miałam płaskiego brzucha, to tym bardziej w tym wieku nie jestem w stanie tego osiągnąć. Bzduuura, bzduuura! :) Jeszcze z miesiąc-dwa i zaskoczę samą siebie ponownie!
Tymczasem muszę zrobić czystkę w szafie i zorganizować jakiś shopping, bo okazało się, że większość ubrań które mam są na mnie sporo za duże i zaczynam w nich wyglądać komicznie. Ale ale - znienawidzone kiedyś zakupy teraz są dla mnie czystą przyjemnością, więc korzystając z dnia wolnego z radością przebiegnę się dzisiaj po sklepach :)
Ok, no to czas na fotki poglądowe:


Wczoraj późnym wieczorem zaczęłam 63-dniowe wyzwanie Insanity. Mój organizm trochę się zbuntował, bo w środku nocy obudziły mnie mdłości, a potem nie mogłam zasnąć, ale mam nadzieję że to tylko pierwsza reakcja na coś nowego i już po dzisiejszym treningu zacznę się już płynnie przestawiać na bardziej intensywną aktywność.
Ok, śniadaniowa kaszka manna z borówkami już chyba strawiona, więc pora na trening! Uch!

Cudownego wtorku! - Maciejkowa

2 komentarze:

  1. Łoohooo, ale dawno u Ciebie nie byłam, ale widzę, że się nie poddajesz...focieeee <3 no tak zbyt entuzjastycznie do tego podchodzę, ale kurcze, masz taką fajną figurę (oczywiście strój też :) )
    pozdrawiam cieplutko Try to design

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za odwiedziny i miłe słowa :)

      Usuń